Mit polskiej przedsiębiorczości. Zakładamy firmy, bo… musimy.

Redakcja
21.03.2025

Choć Polska wciąż ma jeden z najniższych poziomów bezrobocia w Unii Europejskiej, to jednak dane GUS pokazują, że zatrudnienie w naszym kraju stopniowo spada. Specyfiką i jednocześnie paradoksem polskiego krajobrazu gospodarczego jest natomiast to, że stale przybywa nam nowych firm. W większości nie są to pełnoprawne przedsiębiorstwa, ale wydmuszki, powstające wyłącznie w celu optymalizacji podatkowej.

Masa ludzi – i widzę ten trend również w branży marketingowej – ucieka na B2B, aby godnie zarabiać. Sam poszukując pracowników coraz częściej spotykam się z tym, że zainteresowani programiści, graficy czy copywriterzy od razu informują, iż interesuje ich tylko B2B. Nie jest to pokłosie nagłego odnalezienia w sobie powołania do przedsiębiorczości – do takiego podejścia zmuszają nieżyciowe przepisy fiskalne.

Bezpieczeństwo czy… frajerstwo?

Etat, czyli umowa o pracę, to wciąż najbardziej pożądana forma zatrudnienia, ale tylko wśród najmniej zarabiających. Osoby posiadające wyższe kwalifikacje, unikalne umiejętności czy po prostu będące specjalistami w swojej dziedzinie, coraz częściej decydują się na B2B – i to niekoniecznie za namową pracodawcy. Odrzucają bezpieczeństwo, jakie daje etat, na rzecz wyższych zarobków.

W Polsce w ostatnich latach mocno wzrosło zarówno minimalne wynagrodzenie za pracę, jak i mediana płac (nie wspominając o tzw. średnim wynagrodzeniu). Jednocześnie drugi próg podatkowy nadal wynosi 120 000 zł. Aby go przekroczyć, wystarczy więc zarabiać „jedynie” nieco ponad 10 000 zł brutto – a jest to pensja oczekiwana nawet przez średniej klasy specjalistów.

Od razu też warto obalić mit, że „10 000 zł brutto to super pensja”. Absolutnie nie, a już na pewno nie przy obecnych kosztach życia. Osoba zarabiająca 10 000 zł brutto na etacie dostaje na rękę około 7 140 zł – wcale nie tak dużo, prawda?

Z kolei specjalista, który na etacie otrzymuje 12 000 zł brutto, po przekroczeniu drugiego progu podatkowego płaci stawkę 32% od nadwyżki ponad 120 000 zł. Realnie więc na rękę dostaje około 8 000 zł. Czyli: choć teoretycznie ma o 2000 zł brutto wyższą pensję niż osoba zarabiająca 10 000 zł brutto, to na konto dostaje o zaledwie około 850 zł więcej.

Zamiast iść po podwyżkę, lepiej założyć fasadową działalność

Aktualne progi podatkowe zupełnie zniechęcają do tego, aby zarabiać dobrze na etacie, dlatego mnóstwo specjalistów woli uciec na B2B, założyć de facto fikcyjną działalność i dzięki temu dostawać realnie znacznie wyższe wynagrodzenie, adekwatne do kwalifikacji, wiedzy i doświadczenia.

Osoby, które przechodzą na B2B, mogą na przykład wybrać opodatkowanie podatkiem liniowym ze stawką 19%, która jest niezależna od wysokości dochodu (taka sama przy zarobkach np. 12 000 zł brutto, jak i 120 000 zł brutto miesięcznie). Składka zdrowotna na „liniówce” to 4,9% liczone od dochodu, a więc nawet po jej uwzględnieniu skala opodatkowania „przedsiębiorcy” jest znacznie niższa niż etatowca. Do tego dochodzi możliwość odliczania kosztów uzyskania przychodu, jak np. raty leasingu za samochód, paliwo, zakup sprzętu komputerowego etc. Po założeniu działalności przysługuje również czasowe i częściowe zwolnienie z ZUS (tzw. mały ZUS), co jeszcze bardziej podnosi atrakcyjność B2B.

Po prostu: od pewnego poziomu zarobków opłaca się przejść na B2B, zwłaszcza mając zagwarantowaną stabilną współpracę z dotychczasowym pracodawcą. Jest to ewidentny „błąd w systemie”, którego nasze państwo nawet nie próbuje naprawić.

Obecne progi podatkowe nie tylko zmuszają do kombinowania. Prowadzą również do sytuacji, w której pracownikowi etatowemu nie opłaca się bardziej starać i zarabiać więcej, ponieważ zostanie za to dosłownie ukarany domiarem podatku.

Nie dziwmy się więc, że w Polsce bardzo szybko przybywa jednoosobowych działalności gospodarczych, co idzie w parze ze spadkiem zatrudnienia. Nie jest to żaden nadwiślański cud gospodarczy, a skutek patologii polskiego systemu podatkowego. Zalety etatu, jak L4, płatny urlop wypoczynkowy i tzw. bezpieczeństwo, schodzą na drugi plan, szczególnie w przypadku młodych ludzi, którzy mając do wyboru 26 dni urlopu a np. 20 czy 30 tys. zł dodatkowego dochodu rocznie, w większości wybiorą tę drugą opcję.

Komentarz Grzegorza Wiśniewskiego, CEO Soluma Group.

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie