Potrzeba niezależności, lepsze zarobki, brak atrakcyjnych ofert etatu, ambicja – jest wiele powodów, dla których decydujemy się założyć własną działalność gospodarczą. Większość znanych mi przedsiębiorców wprost lub między wierszami przyznaje, że chodzi tutaj głównie o pieniądze. To one motywują do przechodzenia z etatu na B2B np. programistów, którzy „na swoim” mogą korzystać z preferencyjnego opodatkowania i po prostu zarabiać więcej.
Sam prowadzę działalność, w różnych formach, już od kilkudziesięciu lat, dlatego mam solidne podstawy ku temu, aby udzielić życiowej porady moim młodszym kolegom-przedsiębiorcom. Nie róbcie biznesu dla pieniędzy i nie dajcie sobie wmówić, że miarą sukcesu jest stan Waszego konta.
Choć od dawna tego nie robię, to pozwoliłem sobie na małe guilty pleasure i wszedłem na dawnego Twittera, dzisiejszego X-a. Przejrzałem proponowane mi treści, spośród których wiele miało konotacje stricte biznesowe. Były to głównie profile osób, które twierdzą, że osiągnęły duże sukcesy w roli przedsiębiorców i teraz – oczywiście bezinteresownie – dzielą się swoimi „złotymi radami” z innymi.
To, co przeczytałem na tych profilach, jest szokujące. Gdybym miał dziś np. 25 lat i był na biznesowym dorobku, to po zapoznaniu się z treścią tych wpisów miałbym ogromną szansę nie na sukces, ale na doznanie poważnych zaburzeń psychicznych. Wypalenie to oczywistość, a następna w kolejce byłaby depresja.
Osoby prowadzące te profile, uważające się za biznesowych guru, coachów, chwalące się ile to oni nie zbudowali biznesów i ile to na nich nie zarobili, świadomie lub nie przykładają rękę do wielu potencjalnych tragedii. Wywierają straszliwą presję na innych przedsiębiorców lub kandydatów na przedsiębiorców, roztaczając przed nimi nierealną w większej skali wizję prowadzenia bardzo dochodowej firmy, przy jednoczesnym korzystaniu z uroków życia pełnymi garściami.
Czego „dowiedziałem się o biznesie” z tych profili. To tylko kilka przykładów:
To jest coś strasznego i piszę to ze szczerym przejęciem. Na mnie takie gadki już nie działają, to wierutne bzdury, natomiast wiem, że młodsi ludzie są dziś bardzo podatni na wpływy, dają sobie narzucać presję przez rzekome autorytety, o których tak naprawdę nic nie wiedzą. Później spotykam się z młodszymi ode mnie klientami, którzy mają całkiem nieźle prosperujące biznesy, ale są WYKOŃCZENI, wiecznie zagonieni, nie mają żadnej pasji, interesuje ich tylko zarabianie forsy, więcej, więcej i jeszcze więcej. Tragedia…
W moim biznesowym życiu spotkałem bardzo różnych przedsiębiorców: pracoholików, despotów, pryncypialistów, kompletnych „olewaczy”, ale też osoby, które w mojej ocenie były chodzącymi definicjami sukcesu w biznesie.
To może być zaskakujące, ale ci ostatni wcale nie mieli dużych domów za miastem, luksusowych samochodów, nie jeździli kilka razy w roku na egzotyczne wakacje i nie szastali kasą na lewo i prawo. Owszem, mieli pieniądze, natomiast pożytkowali je głównie na pomaganie potrzebującym, zupełnie nie przywiązując wagi do stanu posiadania.
Mieli za to coś, czego mogliby im pozazdrościć „coache z Internetu”: czas. Sukces w biznesie to dla mnie osiągnięcie równowagi między prowadzeniem firmy a życiem prywatnym. Przedsiębiorca, który może czuć się spełniony i powiedzieć, że udało mu się biznesie, zawsze ma czas na własne pasje, dla bliskich, przyjaciół, może pozwolić sobie na to, aby przez jakiś czas w ogóle nie zajmować się firmą, nie musi nadskakiwać klientom i łamać swoich zasad (czy uniwersalnych wartości moralnych), byle tylko wycisnąć trochę więcej kasy.
Co ważne, taki przedsiębiorca nadal zarabia na swojej firmie godziwe pieniądze, które pozwalają mu żyć spokojnie, regulować swoje zobowiązania, angażować się w działalność charytatywną czy od czasu do czasu spełnić jakąś zachciankę. Umie też odróżnić rzeczy niezbędne od głupot, które wcale nie czynią jego życia lepszym, za to stanowią element nakładania na siebie jeszcze większej presji.
Ktoś mądry powiedział mi kiedyś, że „Sukces polegający na zarobieniu milionów jest bezwartościowy, jeśli spowodował utratę choć jednej godziny życia z powodu stresu, jakim był okupiony”. Niby komunał, ale i tak 100 razy bardziej trafny niż to, co próbują nam wcisnąć coache biznesu.
Pamiętajmy również o jednym: gdyby ci, którzy twierdzą, że tak świetnie radzą sobie w biznesie, mówili prawdę, to nie musieliby sprzedawać swoich mądrości w Internecie i zarabiać na kursach, followersach i innych tego typu głupotach.
Róbcie swoje, rozwijajcie firmy, ale nigdy kosztem zdrowia i relacji z bliskimi. Reszta to tylko miraż.
Autor: Grzegorz Wiśniewski, red. naczelny Mindly.pl, CEO Soluma Group, CEO Soluma Interactive.
Więcej felietonów: https://mindly.pl/artykuly-felietony,ac304